Niektórzy uważają, że gdy pojawi się dziecko w rodzinie to trzeba zrezygnować z wielu rzeczy, m.in z podróży. To prawda, że pojawienie się bobasów wymaga pewnych przekształceń, ale myślę, że po prostu trzeba niektórych rzeczy nauczyć się robić w trójkę/czwórkę/piątkę/szóstkę... - takich rzeczy, które się da zrobić razem, bo wszystkich się nie da (np. nocne imprezy w klubach - to raczej wątpliwy pomysł dla maluchów).
Tak samo jest z podróżami - zgodnie z zasadą, jeśli nie możesz czegoś zrealizować, zrób to z dziećmi. Uważam, ze podróżowanie z dziećmi jest możliwe i serdecznie do tego zachęcam, ale oczywiście trzeba trochę dostosować plan wakacji do potrzeb dziecka - zrezygnować z ekstremalnych wysokości czy warunków (obszar zagrożony chorobami) i dołączyć więcej placów zabaw i innych atrakcji dla dzieci.
Jeśli toś lubi czytać o podróżach to zachecam do lektury "Pępek świata. Z dzieckiem w drodze" Anny Kuziemskiej.
Jak to jest u nas? Zawsze lubiliśmy podróżować. Zanim pojawiły się dzieci i zanim skończyły się studia wyjeżdżaliśmy gdzieś niemal raz w miesiącu. Potem przyszedł czas na pracę, więc urlopu było mniej (ale za to finanse się poprawiły), więc było mniej wyjazdów, ale gdzieś dalej. Teraz jeździmy ile możemy pod względem urlopowym i finansowym. Poza tym staramy się robić małe weekendowe wycieczki do muzeów, na kajaki, rowery.
Generalnie, chcemy pokazać dzieciom podróżowanie - nie wiemy, czy złapią bakcyla i się im to spodoba - jeśli będą wolały wykupić wycieczkę i cały dzień leżeć przy basenie w kurorcie, uszanujemy to. Ale spróbujemy pokazać im jak można aktywnie spędzić czas i wakacje. U nas to głównie góry, bo to jest miłość od zawsze - czyli podejmowanie wysiłku, zdrowie, hart ducha, podziw dla przyrody itd. Franek w górach był dotychczas 4 razy - ostatnio jak miał niecałe 2 lata i 2 miesiące - raczej był jeszcze noszony w nosidle, ale też sam już trochę maszerował i naprawdę intensywnie szukał szlaku - pamiętam jak przez 10 minut ciągle powtarzał: "żó szla, żó szla, żó szla" (żółty szlak - wtedy mówił tylko pierwsze sylaby) i go ciągle wypatrywał. Aż już trudno było tego słuchać i odpowiadać, że "tak, wypatrujemy żółtego szlaku, na pewno zaraz będzie". Natomiast Jacek miał wtedy pół roku i był wszystkim zaciekawiony.
Z jedzeniem też nie ma dużego problemu, bo nawet jeśli nie ma się warunków na samodzielne gotowanie to przecież bez problemu można kupić jakieś słoiczki czy coś (warto jeździć także wtedy, gdy dziecko jest małe i żywi się tylko mlekiem z piersi - wtedy w ogóle nie trzeba przejmować się jedzeniem). Tak naprawdę dla dzieci największą radością jest fakt, że są razem z rodzicami, a nie to gdzie są, czy mają drzemkę i obiadek na czas, albo czy zostały przewinięte w bagażniku. Poza tym podróże kształcą :-)
Zawsze mam w głowie marzenia odnośnie wakacji. Na pewno nie wszystkie da się zrealizować, ale fajnie sobie pomarzyć... o wyprawie rowerowej po Skandynawii, o szlaku świętego Jakuba z dziećmi... No cóż, na razie oszczędzamy na duży rodzinny namiot i spróbujemy pokazać dzieciom frajdę biwakowania i tzw. turystykę alternatywą.
Niestety mój Maluch nie lubi jeździć samochodem, więc to nam bardzo komplikuje wszelkie wyjazdy. Latem jest to jeszcze do ogarnięcia, bo można robić postoje, ale zimą to męczarnia i dla niego i dla nas.
OdpowiedzUsuńkażdy bobas jest inny. Franio jest mniej kłopotliwy w podróży od Jacka, ale faktycznie podczas drogi też trzeba się angażować: książeczki, śpiewanie, jedzenie, picie, zabawki, co widzimy za oknem itd.
OdpowiedzUsuńNiektórzy wolą też podróżować nocą, jak dzieci śpią.
A może z czasem Wasze dziecko polubi jazdę autem?
Powodzenia!
Olka, szlak św. Jakuba marzy nam się również, może wspólnie będzie łatwiej zrealizować marzenia :)
OdpowiedzUsuńPoza tym jestem zaszokowana, że dopiero teraz Cię tu znalazłam :)