Chciałabym odnieść się do artykułu pt. "Czym skorupka za młodu nasiąknie", opublikowanego na Dzielnicy Rodzica tutaj. Autorka pisze, że
<nasi rodzice nauczyli nas jeść, mówić "dziękuję" oraz jak być…
rodzicami>, że m.in wiele zachowań naszych rodziców powielamy, nawet jeśli się zarzekaliśmy, że my tak postępować wobec własnych
dzieci nie będziemy. Autorka wyróżnia kilka podstawowych błędów rodzicielskich,
jak: brak konsekwencji, brak dobrego jakościowo czasu, brak jasno określonego systemu wzmocnień, czyli nagród i
konsekwencji, czy porównywanie.
Zgadzam się, z Autorką, bo zdaję sobie sprawę, że błędy są
nieuniknione, jednak chciałabym również podkreślić, że hasło RODZICE NAUCZYLI NAS
JAK BYĆ RODZICAMI, jest dla mnie pełne nadziei, że właśnie nasz przykład, nasze
działanie wpłynie na nasze dzieci pozytywnie.
Uważam, że najtrudniejszym zadaniem w życiu, jest wychowanie
dziecka na dobrego, wartościowego człowieka. Gdy czytam różne książki czy
artykuły o wychowaniu zawsze jestem pełna lęku czy damy radę. Czy podołamy tym
wszystkim trudnościom, jak np. wychowanie w dobrowolnym posłuszeństwie a nie
uległości, czy nasi chłopcy będą ukształtowani tak, że dalszy ich rozwój zrealizuje się poprzez samowychowanie,
czy uda nam się przekazać im wszelkie wartości, by potrafili rozróżniać dobro
od zła i wybierać dobro, czy dzieci będą dojrzałe i odpowiedzialne, uczciwe,
rozsądne, z poczuciem własnej wartości, szanujące przyrodę, ojczyznę itd.
Ten mój niepokój wzrasta, gdy pomyślę m.in o tym, że każde dziecko jest inne, dające się
łatwiej lub trudniej kształtować, że czasem wymagane są różne podejścia i
sposoby, że niektóre dzieci są naprawdę dużym wyzwaniem wychowawczym, że to
przecież odrębny człowiek, który sam myśli i nie musi być naszą kopią. Ponadto, tak
naprawdę moje doświadczenie na razie dotyczy tylko małych chłopców do lat
trzech i tak naprawdę dopiero przede mną wszelkie nowe wyzwania, które poznam dopiero jako mama przedszkolaków, szkolniaków, nastolatków. Przede mną jeszcze współzawodnictwo
z telewizorem, internetem i inne problemy, których nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. I właśnie w tych wszystkich lękach pociesza mnie
fakt siły własnej postawy i autorytetu. Nie wiem, co się stanie z tym
autorytetem, gdy będziemy mieli bunt nastolatków, ale teraz właśnie wiem, że
odpowiedzią na moje lęki i niepokoje, jak sobie poradzę z tym wszystkim, jest
moja postawa. Właśnie to magiczne: rodzice nauczyli nas, jak być rodzicami. Że
ile damy dobra, wysiłku, czasu naszym dzieciom, tyle one przekażą swoim.
Jeśli jesteśmy z mężem pracowici, dzieci to widzą i wiedzą, że to naturalne.
Jeśli wspólnie całą rodziną klękamy do modlitwy, dzieci to widzą i wiedzą, że
dla rodziców ważny jest Pan Bóg. Gdy my jesteśmy "poukładani" w
sprawach moralnych, jest nadzieja, że dzieci będą się liczyć z naszym zdaniem. Gdy my dbamy o
sport i dietę - istnieje prawdopodobieństwo, że dzieci nie będą otyłe. Gdy z sobą dużo rozmawiamy i się dobrze znamy, możemy rozmawiać o wszystkim, nawet o trudnych tematach, jak miłość, czy seks. Gdy jesteśmy uczciwi i mówimy prawdę - jest nadzieja, że one też takie będą. Gdy umiemy przyznawać się do błędów i przepraszać - one nie będą kłamać. Dawanie dobrego przykładu jest chyba najlepszym sposobem wychowawczym.
Trzeba dawać przykład, bo on procentuje - nawet gdy nam się
nie chce. Bo nie chodzi tylko o nasze dzieci, ale poprzez nie, także o nasze
wnuki:-) Jak mówił Jan Paweł II, musimy od siebie wymagać, nawet gdyby inni od nas nie wymagali.
Brzmi to dość prosto, choć wcale proste być nie musi, bo
przecież zawsze zdarzają się błędy, brak umiejętności, zmęczenie, czy sytuacja,
której nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nigdy nie wiadomo, co wymyślą nasze
kochane dzieciaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz