To jest trudny post, bo m.in odkrywa moje błędy i słabości. Poza tym, jest strasznie długi.
Wśród metod wychowawczych często wyróżnia się stosowanie nagród i kar, jednak coraz głośniej mówi się także o wychowaniu bez kar i nagród. Metoda bez kar i nagród, mówiąc w skrócie (a szerzej należy szukać pod m.in hasłem "Bez klapsa - jak z miłością i szacunkiem wyznaczać dziecku granice") opiera się głównie na więzi miedzy dzieckiem a rodzicami, gdzie zamiast kar są stosowane konsekwencje (np. umówiliśmy się, że jak posprzątasz pójdziemy na spacer, a skoro jest wciąż bałagan, to nie wychodzimy) a nagrodą jest sama uwaga i pochwała rodzica oraz własna satysfakcja i duma dziecka, że zrobiło coś dobrze.
Metoda ma uczyć, że dobre zachowanie jest normą, którego nie trzeba dodatkowo nagradzać, zaś największą karą jest brak uwagi rodzica. Metoda podkreśla moc więzi, że dziecku bardzo zależy na tym by je zauważać i poświęcać czas, że jest w stanie zrobić coś ze względu na rodziców a nie dla nagrody itp. A już największym złem w tej idei jest klaps, który często jako przewaga fizyczna jest rozstrzygającym argumentem, utwierdzającym w przekonaniu, że w relacjach międzyludzkich bicie jest dopuszczalne, że można sprawiać ból komuś, kogo się kocha, że wreszcie gdy dorosły czuje się bezsilny ucieka się do tego co najprostsze i najbardziej dostępne, żeby pokazać kto tu rządzi. Metoda raczej też nie propaguje kary w formie "karnego jeżyka" (taki trochę bardziej skomplikowany kąt), uważając, iż jest z pogranicza tresury.
Ale czy istnieją osoby, które nigdy nie uderzyły dziecka, nie szarpnęły, nie przytrzymały? Ponoć istnieją.
Z drugiej strony, kiedyś czytałam o warunkach, które dopuszczają klapsa, czyli: w sytuacji gdy dziecko w sposób celowy i powtarzający sprzeciwia się poleceniom rodziców, a inne łagodniejsze metody nie skutkują (jak zachęta, odwoływanie się do ustalonych zasad, odwrócenie uwagi, specjalne miejsce do wyciszenia). Dalej, że trzeba zapowiedzieć i ostrzec dziecko, ze jeśli nie zmieni zachowania to dostanie klapsa, a jeśli to nie skutkuje - wymierzyć go. Ale:
- klapsa może wymierzyć tylko rodzic lub opiekun, z którym występuje relacja miłości i przywiązania,
- nie wolno uderzać dziecka pod wpływem złości, impulsywnie,
- klapsy muszą być umotywowane miłością (nie wyładowaniem złości), ich celem ma być nauka i korekta zachowania,
- nie wolno bić dzieci poniżej 1,5 r.ż i powyżej 10 r.ż (zwykle przestaje być potrzebna po 6 r.ż),
- nigdy nie należy wymierzać klapsów publicznie, by nie zawstydzać dziecka,
- po wykonaniu uderzenia w pupę (musi zaboleć, ale nie może zranić) należy dziecko przytulić i jeszcze raz wyjaśnić dlaczego kara została wymierzona,
- jeśli klapsy nie działają (a są niby "ostatnią instancją" kary), nie należy zwiększać ich częstotliwości i siły, tylko szukać pomocy u specjalistów.
Tyle z teorii. Trudny temat, prawda? I jak ja, mama z tak małym doświadczeniem, mogę cokolwiek tu powiedzieć? Przydałyby się opinie bardziej doświadczonych mam, które mają już starsze dzieci i pewne sukcesy, czy porażki na tym tle.
Opowiem wam, jak jest u nas, ale nie chciałabym, by ktoś traktował to jako radę. Myślę, że jestem zbyt mało doświadczona, by cokolwiek radzić w tej kwestii.
U nas jest różnie. Wiecie już, że jest tabliczka motywacyjna, czyli jakaś forma nagrody.
Dziś na spacerze Franio pomagał pchać wózek Jacka. Mówię mu: "jak Franio ładnie pomaga - dziękuję synku". A on na to: "mama narysuje nagrodę?". Więc pytam dalej: "a gdybym nie namalowała, to nie pomagałbyś juz więcej pchać? Pchasz Jacka dla nagrody, czy żeby pomóc mamie?"
"żeby pomóc mamie" - na szczęście powiedział Franio.
Jestem pewna, że pochwały są super i widzę, że u nas działają - naprawdę wzmacniają dobre zachowanie.
Jeśli chodzi o kary - to faktycznie tzw. konsekwencje są dobre, tylko trzeba być naprawdę konsekwentym, nawet przy wielkim płaczu (mamy w domu bunt 2-3 latka, więc takie wymuszane płacze czasem się zdarzają). Najczęściej konsekwencją (karą) jest brak oglądania bajki w komputerze. Czasem jak Franio popchnie Jacka, czy coś mu zabierze - ja nawet nie zdążę jakkolwiek zareagować, a on juz pyta: "będzie komputer?", bo wie, że zrobił coś nie tak. Czasem nawet nie wiem, że coś się stało, ale słyszę "będzie komputer?" to wiem, ze Franik coś przeskrobał.
Przy wielkim szale Frania, jak nie może, czy też nie chce się uspokoić, to siedzi na kolanach (najczęsciej u męża) i się uspokaja. Nastawiamy wtedy stoper np. na 3 minuty - a jak zegar pika a Franio wciąż wariuje to znów nastawiamy kolejną minutę (czasem pytamy go, na jak długo teraz ustawić czas, na ile minut). Nie zdarzyło nam się dłużej niż 4 minuty go uspokajać, zawsze w końcu zainteresuje się tym stoperem czy czymś innym. Zawsze mu mówimy, co się dzieje, że Franio jest bardzo zdenerwowany i spróbujemy się uspokoić na kolanach u taty i nastawimy zegarek.
Oczywiście wielki szał nie jest spowodowany naszymi torturami, czy czymś. A taki stoper ostatnio był stosowany rzadko - Franio naprawdę zrobił się całkiem grzeczny.
Kompletnie nie mogłam sobie poradzić z zastosowaniem hasła "skup się na poszkodowanym". Zazwyczaj, gdy jedno skrzywdzi drugiego, to najczęściej reagujemy na niewłaściwe zachowanie napastnika i karcimy go, zamiast zająć się tym skrzywdzonym. W ten sposób ten "zły" wygrywa, bo zdobył uwagę rodziców - nie ważne czy poprzez bicie, czy pchanie, ważne, że to on znalazł się z centrum zainteresowania. Natomiast, gdyby zająć się tym poszkodowanym, napastnik dochodzi do wniosku, że jego zachowanie nie działa i po pewnym czasie przestaje tak się zachowywać.
Poczytałam jak powinno być i zaczęłam stosować to w domu - niestety z mizernym skutkiem. W kolejnych sytuacjach, gdzie Franio popychał Jacka, coś mu wyrywał, czy coś, zawsze "podręcznikowo" starałam się mówić do Jacka coś w stylu: "to na pewno musiało boleć" i wychodziłam z Jacuniem z pokoju, starając się nie zauważać Francika.
Ale u nas nie zadziałało, mieliśmy wręcz wrażenie, że Franio czuje się coraz bardziej bezkarnie, więc musieliśmy wprowadzić coś innego: "Franiu, wiesz, że nie wolno robić krzywdy Jackowi. Nie pozwolimy także, aby on robił tobie krzywdę. Jak tylko będziesz krzywdził Jacka bez jego prowokacji, nie będziemy włączać Ci bajki na komputerze. Jak będziesz dla Jacka miły wtedy będzie bajka."
To dopiero zadziałało. Generalnie teraz jest super. Franek jest bardzo kochany wobec Jacka - nie wiem czego to zasługa, czy po prostu wyrósł z tego, przyzwyczaił się do Jacka, czy to ten komputer. W każdym razie czuję tu pewną porażkę wychowawczą, do której myślę, trzeba będzie jeszcze kiedyś podejść, jak chłopcy będą mieli więcej niż 2 lata i pojawią się podobne problemy. W końcu muszą wiedzieć, że należy się szanować, bo tak ludzie powinni się traktować, a nie dlatego, że nie będzie komputera. Nasz przykład jest najważniejszy: bicia uczymy, bijąc, krzyku, krzycząc itd.
Wiele metod działań? Tyle naszych niedoskonałości lub braków umiejętności. Jak podejść do dziecka w kwestii dyscyplinowania? Myślę, że tu musi wygrać intuicja i zdrowy rozsądek - każde dziecko jest inne, coś co działa na jedno dziecko nie musi działać na drugie. Są różne okoliczności (mniej i bardziej poważne), różne dzieci (łatwiejsze do kształtowania i tzw. "wyzwania wychowawcze"). Pewne doświadczenia zdobyte przy Franku nie będą użyteczne przy Jacku, bo inne rzeczy na nich wpływają - Jacek jest bardziej uparty i jest małym "dzikusem", więc moze być "trudniejszą gliną"* do uformowania - ale nie chcę mu przyszywać łatki - zobaczymy sami jaki będzie w przyszłości.
Niech nasze dzieci będą szczęsliwe! |
Czuję, że konsekwencje i pochwały należy pielęgnować. Ale należy samemu znaleźć klucz do własnego dziecka, pamiętajac, że to nasi mali przyjaciele, których nie można skrzywdzić, a trzeba im pomóc wejść w samodzielne życie - "Ja Ciebie kocham i pragnę nauczyć Cię właściwego postępowania. Ilekroć zbłądzisz, zostaniesz upomniany".
Powodzenia! Życzę Wam i sobie.
* nie mam tu na myśli "złamania" charakteru Jacka
Uff. Ciężki temat... My mamy niezłą przeprawę z Jankiem, jeśli chodzi o konsekwencje, kary, przekupstwo, szantaż i temu pochodne... Próbujemy różnych metod i generalnie najlepiej funkcjonują konsekwencje (choć próba nie jest reprezentatywna, bo kar, przekupstwa i szantażu unikamy jak się da).
OdpowiedzUsuńTyle, że czasem trudno jest wyczuć granicę, czy to jeszcze kara, czy już konsekwencja i czy stosowana po raz milionowy konsekwenja nie staje się oczekiwaną rutyna i w ostatecznym rozrachunku niewielką opłatą za jakieś tam niepożądane zachowanie. Myślę, że w Waszym przypadku ograniczanie komputera jest właśnie gdzieś na pograniczu. U nas też są takie sprawy, które są trudne do rozwiązania. Są dni kiedy wszystko idzie gładko, a są dni kiedy jak po grudzie i właściwie można by nakładać jedną konsekwencję na drugą, a i tak niewiele osiągnąć.
A zwracanie uwagi na pokrzywdzone dziecko, jest baaardzo trudne, ale staramy się konsekwentnie to stosować. A że zazdrość w miarę wzrastania świadomości Zosi również rośnie, to bycie zazdrosnym o to, że mama przytiliła poszkodowanego się po prostu nie opłaca.
Muszę kończyć, choć to rzeczywiście temat rzeka i tak zróżnicowany jak zróżnicowane są dzieci na tym świecie.