Był taki czas w moim życiu, kiedy choć bardzo chcieliśmy, nie mogłam zajść w ciążę. Z perspektywy czasu wiem, że ten czas nie był strasznie długi, bo inne pary mają większe problemy w tej kwestii niż my mieliśmy, jednak był to dla mnie trudny czas. Czas zawiedzionej nadziei, niespełnienia, nieużyteczności. Bardzo to przeżywałam, bo od zawsze chciałam realizować się jako mama, kochałam dzieci i nie wyobrażałam sobie naszego małżeństwa bez nich.
Gdy spotykałam się z koleżankami, które były już mamami, i mimo tego, iż lubię przebywać z dziećmi, to jednak rozmowy koleżanek tylko o dzieciach wywoływały u mnie ówcześnie głęboki smutek, żal i pytanie, dlaczego ja tak nie mogę? Tak naprawdę dużo z tych rozmów pamiętam i później doświadczenia tych koleżanek-mam wykorzystywałam przy Franiu i Jacku.
Ale po co to wszystko piszę? Bo żałuję, że w ówczesnym czasie nie poświeciłam więcej energii na zabawę z dziećmi koleżanek, tylko na mój smutek.
Różnie układają się losy ludzi. Niektórzy nie mogą mieć dzieci, bo nie mogą zajść w ciążę, inni nie mogą spotkać swojej drugiej połowy, jeszcze inni są po rozstaniach i mają ograniczony kontakt z rodzonymi dziećmi. Każdy ma swoją historię. Każdy też ma prawo do przeżywania swojego bólu i żalu.
Dziś wiem, że na wszystko jest czas, że wszystko tak właśnie miało być, bo przecież kiedy nie było w naszym małżeństwie dzieci mieliśmy z mężem więcej czasu dla siebie (o który dziś trudniej), że gdybym zaszła w ciążę szybciej to nie zdążyłabym otrzymać podwyżki w pracy, nie miałabym też "po kim" pożyczyć wyprawki dla niemowlęcia. Z perspektywy czasu łatwiej to wszystko objąć i ocenić.
Ale żałuję, że nie poświęciłam więcej czasu na zabawę z cudzymi dziećmi, bo widzę, jak Franio (Jacuś na razie mniej) reaguje na wizytę wujów, którzy nie mają dzieci na co dzień. Oni zawsze wprowadzą coś nowego do zabawy i chyba dlatego jest ona dla Frania wyjątkowa i po prostu inna niż z rodzicami.
Gdy odwiedzają mnie koleżanki ze swoimi dziećmi to jest inaczej i nie tak fajnie, jak przychodzą goście bezdzietni. Znajomi-rodzice trochę krzątają się wokół własnych pociech, trochę są zmęczeni dziećmi, a trochę chcą po prostu pogadać z nami. Znajomi-nie rodzice mają więcej energii i cierpliwości, przebywanie z dziećmi jest dla nich pewnego rodzaju nowością a nie codziennością, a poza tym chcą nas trochę odciążyć. Wiadomo, że może nie maja doświadczenia rodzicielskiego, ale mają intuicję, a nawet gdyby wpadli na jakiś naprawdę głupi pomysł lub powiedzieli coś niemądrego, to zawsze można ich skorygować.
Jeśli czyta to ktoś, kto zmaga się z problemem dotyczącym braku dzieci, to niech się dowie, że jest bardzo potrzebną osobą i bardzo wyjątkową zarówno dla dzieci jak ich rodziców.
To prawda :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak do nas przychodzi ktoś bez dzieci. A jeszcze jak ten ktoś ma choć maleńki dar zabawy z maluchami, to już w ogóle super.
OdpowiedzUsuńTo takie piękne uczucie móc np. w kuchni coś porobić, bez ciągłego nasłuchiwania, co dzieje się w pokoju obok lub bez ciągnących za nogi dzieci, do tego jęczących, że koniecznie teraz chcą na ręce. Dla mnie niezwykle ważne jest to by móc się czasem na trochę wyłączyć.
I w tej chwili właśnie jest ten moment. Dzieci w przedszkolu, a ja mam Hausfrautag. Sprzątanie sprawi mi dziś wielką przyjemność :)