wtorek, 19 marca 2013

Wziąć zimę za rogi

Czasem gdy na coś się nastawiamy, czekamy i wiemy, że już jest blisko, a potem nagle nasze plany się pokrzyżują, to ciężko się zmobilizować, by dać radę tym pokrzyżowanym planom. To jakby goście, którzy 5 minut przed przyjściem dzwonią, że jednak nie przyjdą i będą za tydzień, a ty patrzysz na nakryty stół, wspominasz swoją organizację dnia (zakupy w biegu, wymyślenie czegoś szybkiego i smacznego, upichcenie tego tak, by nie zaniedbać dzieci, szybkie sprzątniecie mieszkania, ubranie jakichś mniej-domowo-wyglądających ciuchów, wreszcie zadowolenie, że z wszystkim się zdążyło i wyrobiło) i jak sobie pomyślisz, że to wszystko nie było aż tak na teraz potrzebne, a za tydzień znów będzie to samo, to ci się nie chce.
Tak było dziś ze mną. Wszystko przepowiadało wiosnę.
I szczypiorek i rzodkiewka. I klucze gęsi. I pani w pogodzie, która w zeszłym tygodniu obiecywała ostatni tydzień zimy. 
I już się nakręciłam, odgruzowałam chłopcom wiosenne buty, cieszyłam się, że ubieranie na spacer już będzie łatwiejsze, bo w końcu dziś 19. dzień marca a za dwa dni przypada kalendarzowa wiosna (rok temu 17.03.- jak świadczą o tym nasze zdjęcia - chłopcy byli już bez kurtek). 
A dziś? Śnieg sypie od wczorajszego wieczora i nie przestaje. Na dachu domu mamy już nawisy śnieżne. Auto zasypane. Na drogach ślisko. Pomyślałam sobie: "Jak mi się nie chce! Znowu te sanki. Znowu będziemy bawić się w odśnieżanie ogródka. Znowu babki ze śniegu!". Generalnie przecież to świetne zabawy, ale już mam przesyt. Już bym chciała, żeby było coś innego - tym bardziej, że już właściwie zapowiadano koniec zimy. 
Nowa droga przez zaspę.
Nasz tunel.
Ja też się przez niego
przecisnęłam.
I przełamałam się. Weźmiemy zimę za rogi i będziemy bawić się jak nigdy! Mój zapał coś podpadł Frankowi, bo forsował, żeby wyjść dopiero po drzemce i obiadku. Ale nic to. Ubrałam ich w kombinezony, zaopatrzyłam w łopatki i ruszyliśmy sankami do apteki. Tam pani farmaceutka podarowała chłopcom kolorowanki i kredki, więc w sumie warto było wybrać się na sanki :-) A potem naprawdę świetnie bawiliśmy się na ogródku. Byłam cała w śniegu. Przecieraliśmy z chłopakami nowe "górskie" szlaki - chodziliśmy na przełaj przez zaspy, wytyczaliśmy drogi, kopaliśmy tunele. Byłam zaskoczona, że Jacuś tak prze w nieprzetarty śnieg. Śniegu po kolana a on tupie i idzie do przodu cały zadowolony. Franek nie chciał wracać. Jacek płakał już ze zmęczenia, a Franio płakał, że nie chce wracać. Powiedziałam mu, że go rozumiem, że to naturalne, że się zezłościł gdy coś idzie nie po jego myśli i że naprawdę musimy już wracać, bo Jacek pilnie potrzebuje drzemki, i że po południu wyjdziemy jeszcze raz.
Teraz chłopcy śpią. Taka "głupia" zima a dała nam na koniec jeszcze tyle śmiechu!
Czasem warto się mobilizować i działać aktywnie, zamiast w zniechęceniu przeczekiwać pokrzyżowane  plany.

1 komentarz: