wtorek, 19 lutego 2013

O motywowaniu

Już dawno miałam się zabrać do napisania tego posta, ale ciągle coś innego odsuwało ten temat na boczny tor. Wreszcie kolejny mail z wymianą pomysłów z moją koleżanką Agnieszką - bardzo pomysłową i mądrą mamą -  zmobilizował mnie do opublikowania posta o motywowaniu dzieci.
Są różne dzieci - niektóre są typu "Ja siam", a inne trzeba motywować i zachęcać do samodzielności ("Nie mogę", "Nie umiem", "Nie potrafię"). Nie możemy oceniać, który typ dziecka jest lepszy, czy gorszy - każdy typ ma swoje mocne i słabsze strony - dziś chciałabym skupić się na pomysłach związanych z motywowaniem dzieci do nauki samodzielności (mam tu na myśli maluchy, które są oporne w nauce podstawowych czynności jak np. ubieranie, rozbieranie, samodzielne jedzenie, picie i co tam akurat jest "na tapecie" - może jazda na rowerze, czy inne czynności. Choć może motywowanie będzie niejednokrotnie potrzebne później, np. przy nauce ułamków lub pływania?)
Jednocześnie chciałam Was prosić o podzielenie się Waszymi pomysłami i doświadczeniami, które może i mi  się przydadzą.
Czasem już sama nie wiem, czy "oporność" Frania wynika z:
- braku pewności siebie,
- nie lubienia zmian, bo zawsze mu ktoś pomagał,
- mojej winy, bo mi szybciej i wygodniej jak zrobię coś za niego,
- mówienia "nie", żeby sprawdzić, jak daleko sięgają jego granice wymuszania,
- chęci bycia w centrum zainteresowania rodzica, bo przecież to najlepsza nagroda w "ciężkim życiu", gdzie musi konkurować z bratem, gdzie tyle jest nowości, które go przerastają,
i wobec tego trudno mi czasem dostosować taktykę - bo inaczej powinnam zareagować, gdy Franio nie wierzy w siebie, a inaczej gdy wymusza.

Jednocześnie wiem, że nie powinno się wyręczać dziecka, jeśli coś ma zrobić samo (o ile oczywiście to mu nie zaszkodzi) - nawet gdy robimy to szybciej i lepiej - że to dla jego dobra, by wprawiało się we wszystkim, co jest mu przydatne. Ale nie ukrywam, że zdecydowanie łatwiej pomóc Franiowi założyć kurtkę, gdy Jacek już wyje, bo chce wyjść na spacer. Albo jestem "mało odporna" na kolejną wylaną herbatę, gdy Jacek uczy się pić z normalnego kubka. 

Czasem chyba też warto odpuścić, bo presja przecież nie pomaga w nauce. Niektórzy twierdzą, że w przedszkolu dzieci uczą się szybciej i nie ma co się przejmować, że nasz bobas czegoś jeszcze nie potrafi. Inni z kolei wolą wysłać do przedszkola wszechstronnie przygotowanie dziecko, byle tylko nie miało kompleksów i problemów z samooceną, gdy zobaczy sprawniejszych rówieśników.

Franio już wiele potrafi - umie się rozebrać, trochę się ubrać, potrafi pić z kubka, jeść sztućcami, ale i tak czasem prosi o picie z butelki - jak Jacek, albo chce żeby mu się w czymś pomogło. To jego czasem dla mnie oznacza dość często, dlatego staram się go motywować. Jacuś natomiast jest bardziej w stylu "Ja sam", ale i tak muszę nad nim pracować, bo woli butelkę od zwykłego kubka, poza tym uczymy się wołać na siusiu itp. Muszę też nad sobą pracować, bo mimo iż Jacek jest chętny do samodzielnego jedzenia, to czasem ja już naprawdę mam dość sprzątania kuchni i wolę mu pomóc zjeść.
A oto moje doświadczenia w motywowaniu dzieci:
- te najprostsze, czyli pochwały za każdą udaną rzecz, czasem nawet głośno bijemy brawo i podrzucamy ich pod sufit wołając "hurra",
- dostrzeganie każdej próby zrobienia czegoś nowego samodzielnie i zachęcanie, chwalenie,
- zachęcanie nawet gdy nie ma samodzielnych prób ("o, te buty chyba zbliżają się w stronę Franka - one chyba chcą, by Franio je spróbował włożyć"). Teraz niewychowawczo: zdarzały się przekupstwa np. za każde wołanie na siusiu Franio dostawał tic-taca, a jak udało mu się zdążyć z kupką to był żelek. Teraz już tak nie ma, ale ja - słaba mama, również uciekałam się do przekupstwa. Przyznaję - moja wina. Nawet jak teraz Franio przypomni sobie o tic-tacu to raczej też nie uważam tego za koniec świata.
- ponieważ na początku kwietnia Franek kończy 3 latka, umówiłam się z nim, że np. do 3 roku życia będziemy jeszcze robić tak i tak, ale po urodzinach będziemy uczyć się kilku nowych umiejętności i dbać by Franio robił coś częściej sam. Umowa była w formie zabawy - robiliśmy razem listę pt "FRANIO 3" i każdy coś wymyślał. Ja m.in. napisałam i narysowałam (żeby Franio wiedział o co chodzi), że będziemy uczyć się samodzielnego ubierania czy jazdy na rowerku, a Franek wymyślił, że chce się uczyć przekręcać klucze w zamku i budować ładniejsze domy z klocków (tak wymyślił sam!). Listę powiesiliśmy na ścianie i dodatkowo nakręciliśmy aparatem filmik jak Franio przyznaje, że gdy będzie miał 3 lata to będzie robił to i tamto (dowód rzeczowy :-)
Franek oczywiście wie, że będziemy razem się uczyć i że wszystkiego powoli się nauczy, więc mam nadzieję, że nie czuje presji, że po urodzinach to będzie dla niego jakaś masakra.
- często opowiadam Franiowi czego zdołał się już nauczyć, a kiedyś nie umiał - np. nauczył się chodzić, jeść widelcem, pić z kubka, zdejmować majtki itd. i mówię, że z tym też da radę, bo jest mądrym i zdolnym chłopcem. I że będziemy mu pomagać. Generalnie, jak Franio nauczy się czegoś nowego to jest bardzo szczęśliwy! Taki typ. Dla innych dzieci pewnie zdejmowanie koszulki od pidżamy nie stanowiło problemu, a Franio trochę z tym walczył i któregoś dnia o 6 rano, zaczął wołać, że umie i potrafi, i siedział taki zadowolony golas na łóżku!
- czasem wymyślam opowieści o sobie, że np. jak byłam mała to długo nie umiałam jeść zupy, ale w końcu się nauczyłam, że to normalne, że się czasem wylewa, bo to trudna sztuka, ale wszystkiego można się nauczyć - niektóre rzeczy przychodzą łatwiej a z innymi trzeba więcej poćwiczyć. Czasem też wymyślam bajki opowiadajki o Wilczku (pewnie kiedyś opublikuję), który się czegoś tam uczy,
- gdy Franio mówi, że czegoś nie może, czy nie umie, to czasem obracam wszystko w zabawę: udaję przestraszoną/obrzydzoną i mówię, że coś mu wystaje z nosa, ucha, pępka, czy rękawa i w końcu jak się odważę to wyjąć (wszystko oczywiście na niby - tak naprawdę nic mu przecież nie wystaje) to okazuje się, że to jest głupota. Np. na niektórych głupotach "jest napisane": "nie umiem założyć spodni" (czyli to, co Franio przed chwilą mówił, że nie może) na innych "nie umiem jeść" itp. Mówię Franiowi, "ale głupia głupota, Franio przecież potrafi....., trzeba ją wyrzucić do kosza/wyrzucić przez okno/ zdepnąć podeszwą" itd. Franio tak się śmieje, że co chwilę wymyśla naprawdę głupie głupoty "nie umiem wstać", "nie umiem siedzieć" i chce, by się z nim bawić w wyjmowanie i niszczenie tych głupot. Po pewnym czasie sugeruję mu, by sam wyjął głupoty i je wyrzucił, co też Franio chętnie robi. Zabawa generalnie sprawia, że wyśmiewamy nasze braki umiejętności, które przestają być pewną presją i potem jakby łatwiej zabrać nam się do nauki.
- czasem odpuszczam i czekam na lepszy czas

A jak jest u Was? Macie jakieś dobre patenty na mobilizowanie? Agnieszka, o której pisałam na początku posta, stosuje tabliczkę umiejętności. Nie wiem, czy mogę o tym tu pisać - w końcu to jej pomysł, dlatego na razie nie rozwinę tematu (może zrobi to sama Agnieszka w komentarzu?)
Pozdrawiam wszystkich, szczególnie Ciebie Agnieszko



1 komentarz:

  1. hm, a Tymek to zdecydowanie typ "ja sam" i generalnie nie stosuję motywacji do nauki czegokolwiek. ale z drugiej strony to straszny uparciuszek i najogólniej mówiąc łobuziak, dlatego podobne do twoich metody motywujące stosuję do nauki bycia grzecznym i słuchania mamy... ale z drugiej strony wiem też, że dla takiego żywiołowego dziecka nie jest możliwe całkowite wyeliminowanie psot i niegrzecznych zachowań, bo to mogłoby oznaczać nieakceptowanie jego natury...

    OdpowiedzUsuń