Jak obiecałam w poprzednim poście o żabkach, dziś parę słów o radości wodowania statków. To kolejna bardzo prosta zabawa, a daje "morze" radości i czasem "morze" sprzątania i przebierania. Ale i tak uważam, że warto. Każdy rodzic ma inną odporność na wyczyny dzieci - niektórzy są dość tolerancyjni na hałas, inni są odporni na bałagan, innych nie rażą porysowane ściany, a jeszcze inni w ogóle starają się izolować dzieci od czegokolwiek, co może się wiązać ze zmianą w domu. Ten, kto już mnie trochę poznał pewnie domyśla się, że raczej nie staram się izolować dzieci od wszystkich "dziwnych" pomysłów, a wręcz uważam, że nowe, niecodzienne przedmioty świetnie się sprawdzają w poznawaniu świata przez nasze bobasy (o ile oczywiście nie zagraża to bezpieczeństwu). W każdym razie, ja też mam swoją odporność (kiepską na wylewnie i rozrzucanie jedzenia), ale dość dużą jeśli chodzi o wycieranie łazienki :-)
Zabawa ze statkami jest niezwykle prosta. Składamy statki z papieru, dzieci je kolorują i potem puszczają w wanience. Generalnie statki z papieru szybko nasiąkają i się zatapiają, więc musimy je zastąpić nakrętkami od słoików lub pociętymi kubeczkami od jogurtów, czy wyciętymi buteleczkami po szamponie (zupełna dowolność). I tak najciekawsza jest fabuła zabawy - przewozimy ładunek z bananami, ale spotkała nas burza (Jacek szczególnie lubi chlapać) i musimy wyłowić z wody....
Morze fantazji, morze sprzątania i co najważniejsze - MORZE RADOŚCI!
PS. Dla rodziców z mniejszą odpornością na wodę, można fantazjować statkami na "sucho", chociażby na rozłożonym ręczniku, czy kocu. Ewentualnie można złożyć z papieru samoloty i urządzać akrobacje w powietrzu. W końcu niech żyje pomysłowość i fantazja!
Pozdrawiam.
Ja też nie izoluję. Zabawa w statki daje wiele radości :)
OdpowiedzUsuńJa też pozwalam - bałagan mi przeszkadza jak nadepnę na klocka lego :P Pływające statki to super zabawa. Gorzej jak raz moi chłopcy testowali, które moje kosmetyki potrafią pływać, a które toną. Kilka udało mi się na szczęście uratować.
OdpowiedzUsuń