wtorek, 23 lipca 2013

San o dniach adaptacyjnych

Franio, nasz 3 latek, od września ruszy do przedszkola. Każde dziecko jest inne i nie dla każdego wejście w życie przedszkolne to bułka z masłem, dlatego starałam się przygotować Frania do tego wydarzenia, także poprzez uczestniczenie raz w tygodniu w 1,5 godzinnych zajęciach dla dwulatków, podczas których mamy wycofywały się stopniowo z zajęć, aż dzieci zostawały dzielnie z panią przedszkolanką.
Franio również nauczył się zostawać, zrozumiał, że mama zawsze po niego wróci, a pani przedszkolanka prowadziła na tyle ciekawie zajęcia, że dał radę nie myśleć o mnie w kółko i zaangażować się w zabawę. 
Po takim przygotowaniu, stwierdziłam, że resztę musimy "przerobić" na dniach adaptacyjnych w przedszkolu, do którego pójdzie we wrześniu. Pomyślałam, że musi przede wszystkim poznać swoją nową przedszkolankę, bo jak już ją pozna i będzie jej ufał to potem może już z nią konie kraść i będzie zadowolony i nie będzie tęsknił. Co się stanie we wrześniu, kiedy inne dzieci zaczną płakać? Nie wiem. Uprzedzam Frania, że możliwe, że inne dzieci będą płakać za rodzicami, bo może jeszcze nie rozumieją, że ich mamy zawsze wrócą...
Oto moje wymarzone dni adaptacyjne, niestety jedynie w śnie:
Dni adaptacyjne odbywają się na końcu sierpnia, żeby płynnie wejść we wrzesień. Każdego dnia zajmują one zaledwie godzinę - po południu, kiedy rodzice już wrócą z pracy i mogą pójść z dziećmi na te dni do przedszkola i kiedy dzieci z przedszkola pójdą już do domów, by pani przedszkolanka miała czas dla "nowych" dzieci. Pani przedszkolanka prowadzi jakieś zabawy, czy proponuje zajęcia plastyczne, żeby stać się atrakcyjną dla maluchów. Rodzice mogą być wtedy z dziećmi lub sami mogą zdecydować kiedy i czy w ogóle staną z boku lub zostawią malucha.

U nas było tak: dni adaptacyjne miały mieć miejsce przez pierwsze dwa tygodnie lipca. Można było przyjść na około 2 h jakoś do południa i pokazać dzieciom przedszkole, dołączyć do obecnej grupy trzylatków lub, jeśli się dogadało, do 6-latków, których przedszkolanka od września będzie miała trzylatki. Razem z Frankiem ruszyliśmy do 6 latków, bo zależało mi, by Franio poznał swoją nową opiekunkę. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, kiedy powiedziała mi, że nie mogę zostać z Frankiem. Ostatecznie zapytałam, jaki jest sens dni adaptacyjnych kiedy od razu muszę zostawić Frania - to samo i tak będzie we wrześniu. Ponieważ nie było wielu dzieci i rodziców, pozwolono mi zostać. Przedszkolanka w tym czasie miała pod opieką 6 latki więc i tak nie starała się być specjalnie atrakcyjna dla maluchów, bo miała w tym czasie inne obowiązki, więc dobrze, że byli rodzice.
Generalnie ideą dni adaptacyjnych w przedszkolu Frania było: zobaczenie przedszkola, tego jak tam wygląda - nic więcej. Od drugiego dnia mogłam już zostawić Frania - nie płakał, dobrze się spisywał, umawiałam się z nim, o której po niego przyjdę i było wszystko ok. Tyle, że dni adaptacyjne to było siedzenie na placu zabaw, gdzie dzieci i tak się sobą zajmowały.
Po tygodniu powiedziano mi, że w przyszłym tygodniu mam już nie przychodzić, bo Franio dobrze sobie radzi, a oni mają za dużo dzieci i nie ogarniają i boją się, że komuś coś się stanie.
Masakra.
Dobrze, że Franio jest przygotowany, bo takie dni NIC nie dają.
Zobaczymy jak będzie we wrześniu.

1 komentarz:

  1. Blogujesz i lubisz to robić? Wykorzystaj to i weź udział w konkursie dla blogujących rodziców:
    http://beticco-baby.blogspot.com/2013/07/konkurs.html
    NAGRODA: Konik na biegunach! : )

    OdpowiedzUsuń